Rozmawialiśmy z prezesem GKS Katowice, Sławomirem Witkiem, o pieniądzach, o pozycji trenera, o niedoszłych transferach Jóźwiaka i Puchacza, czy o popełnionych błędach, w tym „aferze koszulkowej”. Nie zabrakło również pytań o przyszłość. Znalezienie prywatnego właściciela okazuje się być celem krótkoterminowym!
Czy już w pełni urządziliście się w Arenie Katowice?
Sławomir Witek: – Tak. Administracja klubu funkcjonuje już od początku lipca. Na przełomie czerwca i lipca rozpoczęła się przeprowadzka i cała część administracyjna jest już w Arenie Katowice. To wszystkie cztery działy, czyli te, które mamy oprócz zarządu – sekretariat, dział komunikacji, dział marketingu i promocji, dział finansowy i dział organizacyjny. Co prawda jesteśmy tak rozlokowani, że nie jesteśmy bezpośrednio przy sobie wszyscy część tutaj posiadamy w jednym skrzydle, a drugą część w drugim skrzydle, do którego musimy dochodzić, ale niedaleko. Wszystko jest w zasięgu ręki.
Siatkówka funkcjonuje normalnie. Jeśli chodzi o piłkę nożną to szatnia jest w całości gotowa. Jako klub zgłosiliśmy jeszcze parę uwag. Stało się to w momencie, kiedy zatrudniliśmy guru fizjoterapeutów, Wojciecha Hermana. Dążymy do najwyższego poziomu. Dlatego zaplecze fizjoterapeutyczne było tworzone niemal od nowa. Obecnie proces dobiega końca. To poziom, z którego będziemy zadowoleni, bo to jest top tego, co chcemy tam mieć.
Mówimy o wannach jacuzzi, o wannach lodowych. To wszystko chcemy mieć tak zrobione i tak ułożone, że to wymagało nawet pewnej przebudowy tej części, czyli zburzenia bądź postawienia ścianek. W tej chwili skończyło się już kafelkowanie i trwa wyposażanie. Ustaliliśmy z trenerem Górakiem, że na przełomie października i listopada będzie to zakończone.
Kobiety zostają na Bukowej. W momencie, kiedy panowie przeniosą się na Nową Bukową, to szatnię, która jest jednym z historycznych pomieszczeń, odnowimy dla piłkarek. Przeniosą się do godziwych warunków, jakie chcemy im zapewnić.
Ile GKS Katowice płaci rocznie za wynajem Areny Katowice?
– Zawarliśmy rozsądną umowę z Arenę Katowice, na mocy której co miesiąc wpłacamy ustaloną kwotę, mieszczącą się w skali naszych możliwości. Szczegóły są tajemnicą handlową (według naszych informacji to kwota 2,4 mln zł rocznie – przyp. red.).
Za panem kilka pierwszych miesięcy na stanowisku prezesa. Objął pan stery, kiedy doszło do konieczności załatania dziury w budżecie. Czy udało się ustabilizować stronę finansową klubu? Co pochłonęło najwięcej czasu na starcie pracy?
– Po pierwsze, trzeba było zacząć od dokładnej analizy budżetu, który nie został wcześniej zatwierdzony przez radę nadzorczą. Po drugie, do trudnych aspektów należała poprawa organizacji pracy ludzi, żeby każdy miał wytyczone swoje cele i wskaźniki, a także, żeby każdy dokładnie wiedział, co ma robić. W poprzednim okresie troszkę się to rozsypało. Zaszła potrzeba zmian pewnych przyzwyczajenia wśród niektórych pracowników. Mówię o dobrej organizacji i odpowiedzialności.
Najpierw musimy poznać tych ludzi, czy wszyscy z nich mają potencjał na to, żeby pracować w takim klubie jak GKS, bo chcemy, żeby wszystko było z najwyższej półki. Opinie w mediach społecznościowych, szczególnie na ten temat były bardzo różne. Często krytykowano pracowników, więc moim zadaniem było, żeby to sprawdzić. W tej chwili wszystko zatrybiło oraz zmierza w dobrym kierunku, co spowodowało ustabilizowanie sytuacji finansowej.
Znał pan założenia budżetu, bo był pan w radzie nadzorczej, prawda?
– Tak, tylko przypomnę, że budżet na 2024 rok rada nadzorcza zaakceptowała dopiero… we wrześniu 2024 roku. Wówczas został na tyle urealniony, że nie powodował zapaści finansowej. Natomiast na 2025 rok budżet został zaakceptowany też w trakcie roku, już po moim przyjściu i około dwumiesięcznej pracy nad nim. Mając świadomość dołka finansowego, który mógł spowodować brak płynności finansowej, to było pierwsze zadanie, które spędzało mi sen z powiek. Nieskromnie powiem, że bardzo długo nie spałem, żeby to ustabilizować (śmiech).
Oczywiście pomogły wyniki sportowe, choć akurat sekcja siatkówki spadła, przez co nie możemy liczyć na środki, które wpływały do klubu z PlusLigi. Musieliśmy się liczyć z tym, że od jesieni będziemy grać w I lidze. Natomiast dochody, które mieliśmy zaplanowane, były nieco większe ze względu na miejsce piłkarzy w PKO Ekstraklasie.
Zdobycie tytułu mistrza Polski kobiet, udział w eliminacjach do Ligi Mistrzyń i Pucharu Europy, też spowodowało dodatkowe przychody. Lepsze przychody to także zasługa pracy działu marketingu, który uznałem w części za dział sprzedaży, czyli dział odpowiedzialny za współpracę ze sponsorami. Musieliśmy to bardzo uaktywnić, bo w 2025 r., do mojego przyjścia, czyli do końca kwietnia, nie zawarto żadnej nowej umowy sponsorskiej.

Czy doszło do analizy, dlaczego klub miał takie problemy, aby pozyskiwać sponsorów?
– Na taki stan rzeczy wpłynęło wiele czynników. To chociażby podejście poprzednika. Nie krytykuję, bo zawsze powtarzam, że każdy prezes, który był w GKS-ie dawał wszystko, co mógł. Poświęcono czas na stworzenie bardzo ogólnej strategii.
Mniej czasu zadedykowano bezpośredniemu poszukiwaniu nowych sponsorów i nowych środków. Intensyfikacja polegała na tym, że dopiero w maju została stworzona pełna oferta marketingowa, którą można było rozesłać. Stworzono listę ponad 300 takich firm. Przyporządkowano osoby do poszczególnych podmiotów i dopiero wówczas rozesłano oferty, rozpoczęto rozmowy. W tym czasie wróciłem do rozmów z tymi partnerami, z którymi wcześniej zerwał się kontakt. Stąd m.in. zondacrypto, która się pojawiła i funkcjonuje już dość długo na rynku sportowym. Okazało się, że nadal są chętni. Negocjowaliśmy z zondacrypto i jednocześnie z Superbetem, bo bukmacher już był na przodzie koszulki.
zondacrypto również chciała figurować na przodzie trykotu, natomiast Superbet budując swoją markę i strategię przyjął, że chce być mocniejszy niż wcześniej i chce zostać jako jedyny na froncie stroju. Negocjacje doprowadziły do zmiany zapisów umowy sponsorskiej i podwyższenia kwoty, którą płaci Superbet. Nie pomijajmy wszystkich tych sponsorów, którzy wcześniej już mieli podpisane umowy. Większość z nich na nowy sezon podpisała już nowe i wyższe umowy. Posiadamy takich sponsorów, z którymi podpisaliśmy dokumenty nie na sezon, a rok kalendarzowy. Taką firmą jest przykładowo Dalkia, która do tej pory wspierała głównie piłkę nożną kobiet, a ponieważ jesteśmy obopólnie bardzo zadowoleni z tej współpracy, to chcemy ją rozwinąć jeszcze na kolejne lata. To nasz główny cel, jeżeli chodzi o pozyskiwanie zewnętrznych środków.
Dodam, że w kwietniu w celu zachowanie płynności finansowej doszło do zaciągnięcia pożyczki. Obejmując stanowisko prezesa wiedziałem o tym, że trzeba będzie ją spłacić, a wszyscy wokół podkreślali też, że drugi sezon w PKO Ekstraklasie jest trudniejszy niż pierwszy.
To się na razie potwierdza.
– Tak jest, na razie się potwierdza. Wiedzieliśmy o tym, że czekają nas takie wyzwania jak poszukiwanie nowych zawodników, podpisywanie umów z nimi oraz wykupienie piłkarzy, na których nam najbardziej zależy. Mam na myśli oczywiście Kowalczyka, bardzo nam zależało na tym, żeby został, a to kosztowało. Umowa jego wypożyczenia była tak skonstruowana, że mieliśmy prawo pierwokupu i trzeba było na to znaleźć pieniądze, których nie było. No i udało się to poskładać.
W międzyczasie oczywiście doszło do problemów, bo nie zakładaliśmy, jak zawitałem do klubu, że nie opuszczą nas Sebastian Bergier i Oskar Repka, którzy byli podstawowymi zawodnikami. Gdybyśmy zachowali skład z nimi dwoma i wzmocniony o tych graczy, których pozyskaliśmy, to może drugi rok nie byłby taki straszny. Ale zastąpić Oskara jest bardzo trudno, a znaleźć prawdziwą dziewiątkę do grania w polskiej Ekstraklasie to także bardzo wymagające zadanie.
Wywołał pan temat poprzedniego prezesa, który nie otrzymał absolutorium. Czy były okazje, aby w międzyczasie już na spokojnie porozmawiać bądź omówić sprawy jeszcze z czasów jego rządów?
– Decyzję o nieudzieleniu absolutorium wyraziło walne zgromadzenie, a więc nie klub, tylko właściciel. Absolutorium nie zostało udzielone z powodów ekonomicznych i tych, które podziały się zupełnie niepotrzebnie. Prezes Nowak zgłosił się z pismem o wyjaśnienia i takie też otrzymał. Jest wiele spraw, które stanowiły podstawę do podjęcia tej trudnej decyzji.
Było nią chociażby podpisanie wysokich kontraktów z siatkarzami, de facto na poziomie PlusLigi, choć już w styczniu byliśmy niemalże pewni, że praktycznie nas nie będzie na tym szczeblu. Druga kwestia to odsunięcie trenera drużyny siatkówki na takich warunkach, że cały czas mu płacimy, choć jego już nie ma. Błąd powstał w momencie odsuwania go od drużyny, bo można to było zrobić inaczej, tak żeby klub nie ponosił takich kosztów.
Zresztą jest kilka rzeczy, które się nałożyły. Bez echa nie przeszła sytuacja z koszulkami, które przychodziły na ostatnią chwilę, bo umowa z partnerem technicznym była podpisywana bardzo późno. Obecnie wygląda to tak, że nasi pracownicy byli już w Bolonii i ustalili wzory koszulek na przyszły sezon. To się robi z takim wyprzedzeniem, bo produkcja nie odbywa się we Włoszech. Wszystkie duże firmy produkują w Chinach. Mówię o spersonalizowanych, bo sublimowane koszulki słabszej jakości zrobi się na miejscu.
W momencie, kiedy przyszedłem 1 maja, nie było takiej umowy. Pracowaliśmy, mimo długiego weekendu i to trwało około tygodnia, bodajże do 10 dni aż skonstruowaliśmy i podpisaliśmy umowę. Ale to już było bardzo późno! Jeżeli w maju finalizujemy temat, a produkcja w Chinach trwa minimum trzy miesiące, to wiadomo. Stało się, jak się stało. Próbowaliśmy się zabezpieczyć koszulkami katalogowymi, a nie personalizowanymi. Ciekawostką jest, że finalnie koszulki dla drużyny przyszły rzutem na taśmę na pierwszy mecz. Przyleciały samolotem i odebraliśmy je z terminala cargo w piątek do południa. Następnie były brandowane, a w sobotę był już mecz.
Mieliśmy zatem koszulki dla drużyny. Nie było jednak koszulek w klubowym sklepie, który powinien przynieść największe dochody w tym czasie… Jeżeli się prowadzi tego typu działalność gospodarczą, to ma przynosić zyski. Sklep nie generował ich w sposób zadawalający.
A tak naprawdę brakowało pomysłu. W tej chwili mamy już wypracowaną strategię tego, co chcemy robić. Mamy ludzi, którzy zajmują się tym profesjonalnie. Udało nam się wszystko uporządkować, choćby takie drobiazgi jak metkowanie towaru. Jeżeli tego nie ma, to nigdy tego się nie zewidencjonuje tak, jak trzeba. W tej chwili mamy wszystko w nowym systemie sprzedaży. Została też wdrożona nowoczesna aplikacja, która sprawia, że wszystko przebiega sprawnie.
Swoją drogą zastanawialiśmy się, czy otwarcie sklepu na stadionie ma sens. Obecnie sprzedaż przy obiekcie prowadzona jest z nowych kontenerów handlowych. Naszym pomysłem na lokalizację sklepu jest jedna z galerii handlowych, gdzie oczywiście na specjalnych, wynegocjowanych warunkach poniesiemy atrakcyjniejsze koszty niż za normalne wynajęcie. Szykujemy się do otwarcia takiego sklepiku, zakładam że stanie się to w listopadzie.
Czyli mamy rozumieć, że GKS Katowice osiągął sukcesy w różnych sekcjach, ale tak naprawdę od pół roku zaczął je dopiero komercjalizować i na tym zarabiać?
– Po ustaleniach z prezydentem jako właścicielem, przyjąłem za swoje zadanie, że mamy przygotować “produkt”, który będzie atrakcyjny zarówno dla sponsorów, jak i dla ewentualnego, przyszłego udziałowca. Trzeba liczyć się z tym, że wcześniej czy później mogą powstać przepisy, ograniczające możliwość finansowania ze środków publicznych, co jest zrozumiałe. Cały czas się o tym mówi. Być może ustawodawstwo pójdzie w kierunku zmian.
W tej chwili najlepiej funkcjonujące finansowo i sportowo kluby w Ekstraklasie to te prywatne. Trzeba powiedzieć, że już niewiele zostało takich, które nimi nie są. Naszym zadaniem jest to, żeby mieć taki produkt, który będzie bardzo atrakcyjny do wzięcia, bo wiemy, że będzie zainteresowanie.
Czy dobrze rozumiemy, że to cel długoterminowy, żeby GKS Katowice został sprywatyzowany?
– Na pewno to wyzwanie stojące przed nami. W tej chwili w porównaniu z klubami, które wcześniej były prywatyzowane, nie mamy zadłużenia, posiadamy płynność finansową, nie ciążą na nas zobowiązania, które ktoś, kto wchodziłby do klubu, musiał ponieść w jakikolwiek sposób. Nie mówiąc o znakomitej i nowoczesnej bazie sportowej, która jest wartością dodaną. Sama wartość drużyny wzrosła doszło do odmłodzenia drużyny. Stąd nowi zawodnicy: Marcel Wędrychowski, Aleksander Paluszek, czy Kacper Łukasiak.
To roczniki, które wchodzą w najlepszy wiek…
– Jeszcze mamy Filipa Rejczyka, który też jest takim talentem, którego wypłynięcie zakładamy. Wartość stale wzrasta. Ostatnio na Transfermarkt wartość GKS-u oszacowano już na ponad 11 milionów euro. Mamy taki produkt, który może być atrakcyjny z porównaniu z wieloma klubami w Polsce. Nie przewiduję, że musimy pracować 3-4 lata na to, żeby mieć powód do rozmów z ewentualnym strategicznym inwestorem. Już teraz jesteśmy właściwie przygotowani na każdy audyt.
Czyli pół żartem, pół serio, gdyby Lukas Podolski nie dogadał się w Zabrzu w temacie Górnika, to w Katowicach rozmowy będą prostsze!
– Nie widzę takiego problemu! Nawet posiada apartament w Katowicach. W Zabrzu mają nieco trudniejszą sytuację finansową. Natomiast z drugiej strony mamy aż cztery główne sekcje, a do tego bilard i szachy. Może to są niewielkie koszty, ale te jednak są.
Wspomniał pan o stronie sportowej. Początek sezonu nie zachwycił. Chyba nie wszyscy pozyskani latem piłkarze spełniali oczekiwania?
– Nie jest rolą prezesa, żeby wskazywać piłkarzy i być skautem. Moim zadaniem jest znalezienie finansów i form organizacyjnych, które pozwolą na wzmocnienie drużyny. Za sam dobór zawodników odpowiada oczywiście trener, z racji tego, że on prowadzi drużynę, a także dyrektor sportowy. Sytuacja była o tyle trudna, że tak naprawdę na rynku my nie jesteśmy jeszcze krezusami finansowymi, żeby kupować zawodnika za 3 miliony euro, czy też na razie nie sprzedaliśmy jeszcze piłkarza za kilka milionów euro
Górnik sprzedał za dobre pieniądze Dominika Sarapatę.
– Jest wielu takich zawodników, którzy, jeżeli będą dobrze prowadzeni, to na pewno ich wartość będzie wysoka. Między innymi po to zainwestowaliśmy w Mateusza Kowalczyka.
A wracając jeszcze do letniego okienka transferowego, to nie do końca byliśmy zadowoleni z załatwienia sprawy z Sebastianem Bergierem. Dostałem telefon z Widzewa Łódź w czwartek rano, że będą zaraz ogłaszali, że Bergier jest u nich, mimo że my cały czas rozmawialiśmy jeszcze o pozostaniu Sebastiana.
Sprawa z Oskarem Repką ciągnęła się długo. Miał dylematy, bo wyszedł spod ręki Rafała Góraka. Wykreował się w naszej drużynie. Szczytem było powołanie go do kadry. Po długich rozmowach z Oskarem przyjąłem jego argumentację ze względu na wiek, na możliwość budowania późniejszej swojej kariery. To jest najlepszy okres, a miał okazję dołączyć do drużyny, która miała zapewniony udział w europejskich pucharach. Oskar miał zatem swoje argumenty.
Oczywiście w tym wszystkim jest jeszcze środowisko menedżerskie. To trochę państwo w państwie. Głównie chodzi o pieniądze. Z Oskarem mieliśmy klauzulę odstępnego, podniesioną zresztą w tym roku. To już nie dawało nam możliwości ustalenia własnej ceny za zawodnika, tylko jeżeli ktoś dał kwotę określoną w klauzuli, to miał prawo go wziąć i na tej zasadzie Oskar od nas odszedł. Szczerze? Żałuję, że odszedł, ale bardzo mu kibicuję. Niech wyląduje w jakimś bardzo, bardzo mocnym europejskim klubie.
GieKSa też by na tym zyskała finansowo, prawda?
– Jest taka możliwość. To trochę tak, jak z Arkadiuszem Milikiem. Rozwój Katowice przy każdym kolejnym kontrakcie zyskiwał pieniądze. W tej chwili już inaczej wygląda jednak proces podpisywania kontraktów. To są bardzo trudne negocjacje z menedżerami, bo oni nie dopuszczają w ogóle takich innych możliwości, które nie byłyby dla nich korzystne. Jednak udaje się wynegocjować wiele takich umów, na bazie których to my będziemy decydowali o tym, za ile sprzedamy danego zawodnika i czy go w ogóle sprzedamy.

Z którym z piłkarzy pozyskanych latem wiąże pan największe oczekiwania?
– Na pewno z Marcelem Wędrychowskim. Szkoda również sytuacji z Aleksandrem Paluszkiem. Gdyby nie ta kontuzja, to byłby już podstawowym zawodnikiem, bo pokazał w pierwszym meczu, że jest piłkarzem, który mimo niewielkiego doświadczenia może śmiało występować w Ekstraklasie. Jestem zdania, że Ilja Szkurin to również wielki potencjał. Na Transfermarkt nadal jest wyceniany na 1,5 mln euro. Legia za niego zapłaciła 1,2 mln, a my znacznie mniej. Oglądam go bardzo często na treningach i jeżeli potwierdzi dyspozycję treningową w lidze, to też ma ogromny potencjał. Wcześniej wspomniałem o Rejczyku, który ma ogromny potencjał. Wysoko oceniam potencjał Kacpra Łukasiaka. To chłopak, który potrafi walczyć. Myślę, że będzie bardzo przydatny.
GieKSa długo stawiała na krajowych zawodników. Otwieracie się jednak coraz mocniej na zagranicznych piłkarzy. Czy może być tak, że za rok w GKS-ie Katowice w pierwszej jedenastce będzie więcej obcokrajowców niż Polaków?
– To bardzo trudne pytanie. Już w tym okienku transferowym rozmawialiśmy z kilkoma Polakami z mocnymi nazwiskami, których chcieliśmy w Katowicach. Nie ze wszystkimi wyszło, chociaż do końca rozmawialiśmy na przykład z Kamilem Jóźwiakiem, który wylądował w Jagiellonii. To Polak z dużym potencjałem i byłby na pewno dużym wzmocnieniem GKS-u.
Tymoteusz Puchacz to również znane nazwisko…
Tak, głośne nazwisko. Moje emocje ze względu na Puchacza są mieszane. Nie wiem, czy los nie sprawił, że może i dobrze wyszło? Nie umniejszając mu potencjału sportowego, o tyle to wszystko, co się dzieje dookoła niego jest pewną trudnością w tym, żeby w szatni było dobrze, a to jest jedna z podstaw działania zespołu na poziomie Ekstraklasy.
Stąd poszukiwania rozszerzyliśmy na graczy zagranicznych klubów i dlatego, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni. Zawitali Jesse Bosch czy Eman Markovic. Jeżeli dobrze wejdą w swoją grę, to też będziemy mieli z nich pożytek. Fajny był przykład pucharowego meczu z Wisłą Płock, w którym chyba po raz pierwszy w historii mieliśmy pięciu obcokrajowców w składzie. Jakościowo zagrali bardzo dobrze. Nie patrzę nawet na wynik, tylko na to, co się działo na boisku. Jesteśmy trochę skazani i ta liga również jest skazana na to, że obcokrajowców będzie przychodziło bardzo wielu.
Ubolewamy nad tym, bo później cierpi na tym kadra narodowa. Jeżeli w perspektywie rozwoju i dalszego grania reprezentacji mówimy, że praktycznie nie mamy dziewiątek. Oczywiście pojawiają się supertalenty. Jeżeli Oskar Pietuszewski będzie dobrze prowadzony, to ma potencjał na kadrę. Jesteśmy dumni z tego, że w młodzieżówce (U21), która ostatnio tak dobrze się pokazała, widzimy Kowalczyka, który wychodzi w pierwszym składzie. Antoni Kozubal to też jest ktoś, kto kreował się u nas, więc mamy zawodników, którzy tutaj wypłynęli, a potem zrobili karierę.
Czyli w pana wizji GieKSę opieramy na Polakach, których tylko uzupełniamy obcokrajowcami?
– Oczywiście nic nie będę narzucał jako prezes. To burza mózgów. Ta procedura jest taka, że najpierw diagnozujemy, czego potrzebujemy. Następnie jest skauting. Mamy narzędzia, chociażby Wyscouta. Możemy uzyskać wszystkie dane. Później przechodzimy do dokładnej analizy zawodnika. Sztab ocenia tego piłkarza. Potem dochodzi do decyzji i rekomendacji przez dyrektora sportowego. Całość wieńczy moja akceptacja.
Każdy ma swoje kompetencje i to w kompetencjach trenera i dyrektora sportowego leży to, by transfery przynosiły korzyści. Wracając do okienka transferowego, to dobrze wyszło z młodymi chłopakami z Pogoni Szczecin i Paluszkiem, że tak się stało, że do nas trafili.
Później uzupełniliśmy kadrę Ilją Szkurinem, Jesse Boschem i Emanem Markoviciem. Zwłaszcza z ostatnim doszło do fajnej promocji, bo to dobry kolega Erlinga Haalanda. Wpis Haalanda a propos Markovicia wypracował blisko trzy miliony pozytywnych odniesień. Takie rzeczy cieszą.
Czy dyrektor sportowy zapukał już do pana gabinetu i powiedział, ile pieniędzy trzeba będzie przygotować na zimowe okienko?
– Mówimy na razie o pozycjach i o zawodnikach. To jest ustalone z trenerem, kogo potrzebujemy. Finalnym efektem dopiero będą negocjacje i ile nas to będzie kosztowało, bo to też się może wiązać z redukcjami w funkcjonującym składzie. Przykładem jest Aleksander Buksa. Był, uznaliśmy, że nie będzie się tu rozwijał, nie będzie grał, więc zrezygnowaliśmy. To nam zwolniło środki. Jeśli mamy trzech piłkarzy, którzy nie spełniają naszych oczekiwań, a wiemy, że już dogadaliśmy się z lepszymi graczami, to wówczas szukamy opcji dla tej trójki. To taki montaż finansowy, który powstaje w momencie, kiedy już wiem, ile potrzebujemy pieniędzy.
Potrzebujemy przynajmniej dwóch zdrowych napastników. Mamy Zrel’aka. Adam to ogromny potencjał. Tyle tylko, że więcej nie gra, niż gra. Mimo że miał swój wkład i strzelał bramki, to trener nie ma gwarancji, że może na niego liczyć przez całą rundę. Może być tak, że znowu z dnia na dzień coś się stanie i mamy kłopot. Z przodu każdy zespół potrzebuje kogoś walecznego i strzelającego do bramki.
Zajmujecie obecnie 12. miejsce pod względem średniej frekwencji w lidze. Na każdym meczu przynajmniej po 10 tysięcy osób. Jest widoczny wzrost sprzedaży biletów, a jak wygląda sytuacja z karnetami?
– Założyliśmy, że chcemy walczyć o frekwencję, bo klub ma tylko wtedy sens, jeżeli są kibice i jeżeli ma kto dopingować. Mieliśmy w historii już mecze bez ludzi na Starej Bukowej i wyglądało to słabo. Tym bardziej, że mamy świetnych kibiców. Ostatnio, w jednym z raportów dotyczących wyjazdowych meczów przeczytałem, że zajmujemy pierwsze miejsce, bo podsumowano wyjazd do Zabrza, a tam pojechało aż 4300 osób. Kibice jeżdżą wszędzie, są dobrze zorganizowani. Widać, że forma kibicowania na naszym stadionie rośnie. Nawet w meczu, w którym przegrywamy, już nie ma wulgaryzmów, które kiedyś nam się zdarzały, tylko do końca kibicują w drużynie.

Czyli współpraca pana i klubu z najbardziej zagorzałymi kibicami układa się dobrze?
– Mamy oczywiście kontakt przez SLO (koordynatorów ds. współpracy z kibicami – przyp. red.). Bezpośrednie kontakty z szefami stowarzyszenia kibiców powodują też, że przekłada się to na wspólne akcje, które robimy z kibicami czy spotkania sportowców i zarządu z karnetowiczami. Próbujemy się dogadywać w trudnych sprawach, nawet rozmawiając o cenach karnetów i biletów, tak żeby “nie wylać dziecka z kąpielą”.
Zależy nam na frekwencji, bo atutem tego stadionu jest atmosfera, która jest wtedy, kiedy tych jest 10-13 tysięcy. Cieszy nas, że coraz więcej rodzin pojawia się z dziećmi. Oni się stają takimi trochę zagorzałymi kibicami.
Liczba sprzedanych karnetów na ten sezon to około 7200. To najlepszy wynik w historii GKS–u Katowice. To większa liczba niż pojemność Starej Bukowej!
Tworzy się moda. 7200 sprzedanych karnetów to świetny wynik, choćby w porównaniu z Górnikiem, który sprzedał ich 3600.
Niektóre kluby marzą o takim wyniku, który jest u nas. Co prawda mamy różnorodne trudności z kibicami, bo odpalane race trochę nas kosztują. Natomiast na tydzień przed meczem z Koroną nie ma już miejsc na Blaszok. To bardziej miarodajny wskaźnik konkretnego zaangażowania i zainteresowania.
Zresztą to dotyczy nie tylko piłki nożnej, bo w tej chwili walczymy o frekwencję na siatkówce.
Czy są jakieś dostrzegalne plusy zmiany hali, bo po podliczeniu trzech domowych meczów, średnia wskazuje na 422 osoby na mecz…
Tak, ale liczba kibiców cały czas wzrasta. Ostatnio było ich 655. Stale rozmawiamy i szukamy najlepszych rozwiązań. W tej chwili dopiero rozpoczęliśmy akcje promocyjne w szkołach, w lekcje WF prowadzone prowadzone przez naszych zawodników Już mam kolejną listę z najbliżej położonego osiedla z Witosa, gdzie spółdzielnia mieszkaniowa się włączyła w to, żeby jej pracownicy i mieszkańcy chodzili na siatkówkę. Kibic siatkarski to inny klient. Mam nadzieję, że to się powiąże z wynikami sportowymi. Kiedy ten jest, to zwiększa się też ilość kibiców. Wygraliśmy dotąd wszystkie mecze w lidze. Jeżeli odpukać nie dojdzie do nieszczęścia z kontuzjami – zakładam, że wynik sportowy pozwoli nam grać o złoto w pierwszej lidze. Jeżeli będziemy o nie grali, to wtedy będziemy zapełniali halę.
Oczywiście zapełnić trzy tysięczną halę jest wyzwaniem nawet w PlusLidze. Mamy taką halę, gdzie możemy zaprosić ogromną ilość osób. Potencjał jest ogromny. Pierwszym magnesem będą wyniki i różnego rodzaju akcje, które prowadzimy. Dla uczelni wyższych wprowadziliśmy program „Siatkarska piątka”,, czyli bilet za 5 zł dla studentów i pracowników dydaktycznychNa razie nie przykładamy wagi stricte komercyjnej, że musimy mieć wielkie przychody ze sprzedaży biletówTe mecze mniej nas kosztują na pewno niż ochrona stadionu wraz ze wszystkimi kosztami związanymi z dniem meczowym. Tutaj poradzimy sobie finansowo. Bardziej zależy mi, żeby zbudować środowisko z dużą grupą kibiców. Klub kibica zaczyna się rozwijać.
Robimy wszystko, żeby jak najwięcej osób mogło przyjść na stadion i czuło się bezpiecznie. Po to te wszystkie okołomeczowe atrakcje. Na każdym meczu staramy się zapewnić jeszcze coś dodatkowego przed stadionem, żeby to było tak trochę jak na siatkówkce. Na mecze siatkówki przychodzi się jak na widowisko,czy to w PlusLidze czy na meczach reprezentacji Polski.Chcielibyśmy, żeby to było takie widowisko. Szykujemy się, ale to będą niespodzianki.
Według raportu “Finansowa Ekstraklasa” wiemy, że GKS Katowice nieco ponad miliona złotych zarobił na dniu meczowym w ubiegłym sezonie. Czy pan ma estymację, jak będzie wyglądał zysk z dnia meczowego w tym sezonie?
– Analizujemy to w tej chwili. Jest nam trudno porównywać pierwszą rundę na nowym stadionie do obecnej, bo wtedy pierwszy mecz był z Górnikiem Zabrze. Na trybunach było wielu zaproszonych gości, którzy nie płacili za bilety. Potem były różnego rodzaju promocje, bo staraliśmy się, żeby ściągnąć ludzi. W tej chwili na podstawie pierwszych meczów obecnego sezonu próbujemy analizować. Na pewno mówimy o dochodowości, a nie o stracie. Marzą mi się takie liczby, jakie z dnia meczowego ma Legia Warszawa. Oni mówią o ponad 40 milionach złotych w sezonie.
Możecie na starcie podnieść wartość koszyka, która wynosi 21 zł. W Zabrzu kibic średnio zostawia 35 zł na meczu. Dodam, że w Chorzowie 28 zł, a w Gliwicach tylko 16 zł. Chyba widzi pan tutaj pole do rozwoju?
Tak. Naszą pierwszą rolą jest to, żeby zachęcić i przyzwyczaić kibiców do przychodzenia na stadion. Potem będziemy rozmawiali o tym, żeby mieć większe dochody z tego tytułu.
Jak wygląda budżet na ten rok kalendarzowy całego klubu, a jak budżet tylko dywizji piłkarskiej? O ile procent będzie musiał wzrosnąć budżet na 2026 rok?
Budżet na ten rok, który był zaakceptowany przez radę nadzorczą to prawie 60 milionów złotych. Z tego 32 miliony to piłka nożna. 6,7 mln to hokej. 6,9 mln stanowi siatkówka, 3,9 mln kobieca piłka nożna.
Oczywiście budżety trochę się pozmieniały, bo zanotowaliśmy większy dochód. Nie były planowane premie za udział w rozgrywkach europejskich, a nie wyobrażam sobie, że dziewczyny nie dostaną z tego tytułu premii i o to budżet tej sekcji musiał wzrosnąć.
Ze środków publicznych są otrzymaliśmy dotację na 19,5 mln zł oraz podniesienie kapitału o 9 milionów zł. Ponad połowę środków musimy sobie sami wypracować. Część oczywiście to Ekstraklasa, natomiast resztę musimy osiągnąć z biletów, dni meczowych, sklepu i przede wszystkim od sponsorów.
W tej chwili trwają prace nad budżetem na 2026 rok, ale nie powiem jeszcze o ile chcę zwiększyć budżet. Są prowadzone negocjacje ze sponsorami i właścicielem dotyczące wysokości dotacji.
Miasto dopuszcza, że będzie musiało zagwarantować dotację na podobnym poziomie jak w obecnym roku? Czy założenie jest takie, że schodzi z tych nakładów?
Mamy bardzo dobrą sytuację, bo bardzo świadomy tego, co się dzieje w klubie, jest prezydent miasta, a to jest główny właściciel. Tak samo wiceprezydenci, którzy też są regularnie na meczach. Jesteśmy w stałym kontakcie i cały czas informuję ich, jak to w tej chwili wygląda. Mają świadomość tego, że bez pieniędzy teraz w sporcie nie ma wyniku. Jak ktoś mówi, że pieniądze nie grają, to niech taka Barcelona zmniejszy swój budżet o połowę i wtedy zobaczymy. Pieniądze są ważne i właściciele są tego świadomi – bardzo pomagają.
Owa pomoc przybiera różne formy. Czasami potrzebujemy pomocy około barterowej – na transport czy inne rzeczy i ktoś w mieście pomoże nam w czymś, za co nie musimy płacić. Wtedy ograniczamy koszty. Czujemy dobrą rękę właściciela. To nie dobry wujek, który z boku po prostu będzie sypał cały czas kasą, tylko taki dobry ojciec, który wie, co chcemy zrobić, jest tego świadomy i wie, ile to kosztuje.
Czy przy projektowaniu budżetu na 2026 rok przewiduje pan wpływy z transferów?
– Nie. To jednak celowe działanie. Pieniądze, które otrzymaliśmy z transferu Oskara Repki potraktowaliśmy inwestycyjnie. Nie chciałbym marnotrawić środków uzyskanych z transferów, tylko zainwestować w coś, co przyniesie kolejne zyski. Nie chcę tych pieniędzy szacować w budżecie, żeby je “przejeść”.
Raporty pokazują, że GKS Katowice jest wysoko, jeśli chodzi o średnią oglądalność w TV. To argument w rozmowach ze sponsorami. Kiedy można się spodziewać finalizacji kolejnych rozmów?
Mieliśmy raport z ekwiwalentem medialnym o wartości 103 milionów zł. Niebawem również taki zrobimy, tylko już nie za takie pieniądze jak wcześniej. Wiemy, jak można to wykonać taniej.
To jest argument dla sponsorów, że wkładając dużo mniejsze pieniądze, otrzymują ekwiwalent medialny w dużo wyższej kwocie. Mamy to dokładnie ustalone, nawet w rozbiciu na sekcje
Oczywiście rozmawiamy z wieloma poważnymi podmiotami. Abstrahuje od inwestora strategicznego. To są rozmowy już nie tylko na poziomie prezesa, ale właściciela, więc to poważne sprawy.
Bardzo chcielibyśmy, żeby jakaś spółka skarbu państwa chciała z nami współpracować, a to są już decyzje polityczne. A przecież mamy kibiców GKS-u wśród polityków.
Teraz wydaje się być idealny okres w roku, aby sponsor w budżecie marketingowym na 2026 rok wpisał sponsoring klubu sportowego.
– Teraźniejszy okres jest dobry, bo firmy planują budżet na nowy rok. W tej chwili rozmawiamy z tymi, u których szukamy większych pieniędzy. Tak naprawdę żadnymi środkami nie gardzimy. Znajdziemy taki produkt, że firma zaistnieje u nas jako partner.
Jak się kreśli budżet na cały następny rok kalendarzowy, jeśli nie ma się pewności, czy zespół utrzyma się w PKO Ekstraklasie?
– Kreśli się go tak, że jesteśmy w Ekstraklasie. W sporcie jeżeli nie wierzę w sukces, to może od razu lepiej zrezygnować? Tu trzeba wierzyć. My wierzymy w awans siatkarzy do PlusLigi oraz medale piłkarek i hokeistów.
Nazwa stadionu jest produktem, który sprzedaje GKS Katowice czy wyłącznie spółka Arena Katowice?
– Arena Katowice. Wiemy, że zainteresowanych jest kilka firm.
Wiadomo, że Rafał Górak zrobił w Katowicach świetną robotę. Jednak teraz przed wami seria bardzo ważnych meczów. Czy trener ma na tyle mocny mandat od pana, że do końca roku kalendarzowego ma zagwarantowany spokój i komfort pracy?
– Odpowiedź została zawarta w pytaniu (śmiech). Rafał Górak cieszy się zaufaniem moim i właściciela. Ja z trenerem kontakt mam już bardzo długo, bo on jeszcze za poprzedniego prezesa bardzo często był gościem u mnie w wydziale. Rozmawialiśmy na temat jego filozofii budowania drużyny i tym, co chce osiągnąć. To także jego metody w doborze sztabu. Zaakceptowałem to i uważam, że to, co robi Rafał, ma sens i musi przynieść wynik.
Oczywiście finalnym efektem będzie sytuacja w tabeli. Nie wykonujemy nerwowych posunięć. Nie będzie tak, że emocjonalnie do czegoś podejdziemy. W tej chwili Rafał ma pomysł, ma potencjał w tych zawodnikach. Widać po wszelkiego rodzaju wskaźnikach, po próbach wydolnościowych, sprawnościowych, że są to zawodnicy, którzy powinni dobrze zafunkcjonować jako drużyna.
Rozmawiali Krzysztof Sarna i Krzysztof Kubicki
![GieKSa ma zostać sprywatyzowana! [WYWIAD]](https://slaskisport.pl/wp-content/uploads/2025/10/20250330xPF_MB3316-1024x682.jpg)