GKS Katowice przegrał już piąty mecz w tym sezonie PKO Ekstraklasy. Dziś w Gdańsku zawiódł Dawid Kudła, który popełnił fatalny błąd. Jego koledzy z ofensywny nie mieli z kolei konkretów.
Z kim wygrywać na takim etapie sezonu, jeśli nie z Lechią? Ekipa z Gdańska potrafiła w tym sezonie stracić sześć goli w jednym meczu, a do rozgrywek przystępowała z minus 5 punktami. To już jednak przeszłość. Dziś Lechia traci do GieKSy zaledwie cztery punkty, a morale są znacznie lepsze.
Mój ewidentny błąd. Mogę ewentualnie przeprosić kolegów w szatni
mówił w przerwie meczu Dawid Kudła, bramkarz GKS Katowice.
To jego złe wyjście z bramki ustawiło obraz spotkania. GKS atakował bramkę Lechii, gdy doszło do straty piłki. Tomasz Neugebauer posłał długie podanie do przodu. Sytuacja wydawała się łatwa do skasowania, lecz Kudła wyszedł przed pole karne i… źle obliczył toru lotu piłki. To sprawiło, że Dawid Kurminowski dostał prezent, którego zmarnować nie mógł.
Niedługo potem Kudła częściowo odkupił swoje winy, zatrzymując Camilo Menę. Dzięki temu GieKSa na przerwę schodziła przegrywając tylko 0:1. – Trzeba coś uderzyć na bramkę w drugiej połowie. Musimy wyjść na drugą połowę bardziej zdeterminowani, musi być więcej wysokiego pressingu, tak aby zamknąć Lechię na jej połowie – stwierdził Kudła, bo xG gości było wstydliwe i wynosiło 0,01.
Rafał Górak po przerwie wpuścił na boisko najpierw Ilję Szkurina, a w doliczonym czasie Emana Markovicia. Katowiczanie posiadali piłkę i zaczęli oddawać strzały, lecz niestety były one na ogół niecelne. Bartosz Nowak w swoim stylu szukał kanału między nogami obrońców Lechii, lecz tym razem jego próby zostały zablokowane.
Lechia była znów konkretniejsza. Kacper Sezonienko jeszcze postraszył gości. Camilo Mena w końcu jednak postawił kropkę nad „i”, po efektownym rajdzie. Nie zdołał go zatrzymać Mateusz Kowalczyk.