Jesse Bosch był transferem, z którym duże nadzieje wiązała każda osoba związana z GKS Katowice. Do zespołu trafił piłkarz z niezłym CV. Mecz z Lechem Poznań pokazał, że Holender ma sporo jakości.
25-latek zadebiutował w meczu z Górnikiem w Zabrzu i niczego ciekawego przez 30 minut gry nie pokazał. Potem dostał szansę gry od pierwszej minuty w starciu z Lechią Gdańsk i rozczarował. Flashscore wystawił mu niską notę 5.9. Gorzej oceniony został tylko Dawid Kudła, który popełnił fatalny błąd. Niektórzy kibice już postawili na Boschu krzyżyk.
Wreszcie Bosch w ostatnim meczu z Lechem pokazał, że nie przez przypadek został ściągnięty do Katowic. GieKSa w środku boiska była w stanie dominować przez duża część potyczki z mistrzem kraju, w czym duża zasługa właśnie piłkarza pozyskanego z holenderskiego Willem II. Co ciekawe, początkowo ten zawodnik wcale nie był na liście życzeń klubu z Bukowej!
– To był transfer wymuszony. Przed każdym oknem mamy określone cele i założenia. Planowaliśmy odmłodzić drużynę. Natomiast jeden transfer wychodzący wymusił konieczność pozyskania wartościowego zawodnika na pozycję środkowego pomocnika. Po odejściu Oskara Repki udało się przekonać do projektu Jesse. Nie były to proste rozmowy. To zawodnik o określonej wartości i doświadczeniu, bo rozegrał 95 spotkań w Eredivisie – wskazywał Dawid Dubas, dyrektor sportowy GKS Katowice, w rozmowie z Canal+.
Czego zatem zabrakło w niedzielę, by w meczu z Lechem uzyskać korzystny wynik? – Gola. Może ostatniego podania i szczęścia? – odpowiedział Bosch, a z piłkarzem rozmawiał też Dziennik Sport.
– Graliśmy dobrze, w naszej grze było sporo energii, a przeciwnicy mieli spore problemy. W takich meczach po prostu musimy zdobyć bramkę. Prawda jest taka, że zabrakło nam tylko gola, żeby ten mecz potoczył się inaczej. Przy wyniku remisowym zyskalibyśmy dodatkowe siły – żałował Bosch i chwalił też bramkarza Lecha za to, że uratował gości w kilku sytuacjach.