Rozgrywki Tauron Hokej Ligi w żaden sposób nie dają o sobie zapomnieć. Już w najbliższy piątek start III rundy rywalizacji. W doskonałych humorach przystępuje do niej niespodziewany wicelider z Jastrzębia-Zdroju. Z kolei w Katowicach i Tychach mają co poprawiać.
Trwający obecnie 91. sezon mistrzostw Polski w hokeju na lodzie, a 13. rozgrywany pod nazwą Polskiej Hokej Ligi już teraz można określić mianem wyjątkowego. I to przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że w 9-zespołowej stawce drużyn rywalizujących o tytuł mistrzowski z powodów organizacyjnych, jak wiemy, zabrakło Podhala Nowy Targ.
Jednak jak to w sporcie bywa, nieszczęście jednego, jest szczęściem drugiego. Tak też było i w tym przypadku. W miejsce nowotarskich „Szarotek” wskoczyła bytomska Polonia, uzupełniając skład Tauron Hokej Ligi w sezonie 2025/2026.
Zresztą w przedsezonowych przewidywaniach wśród wielu hokejowych ekspertów przeważała opinia, że Polonia, złożona głównie z wychowanków, będzie dostarczycielem punktów dla reszty drużyn. Na początku kampanii ligowej Polonia jako beniaminek THL faktycznie płaciła hokejowe frycowe. Z każdym kolejnym spotkaniem bytomianie zyskiwali doświadczenie, ogładę i pewność siebie. Wspomniane czynniki sprawiły, że podopieczni trenera Gusova zerwali z łatką „chłopców do bicia”, w zamian zyskując miano nieprzewidywalnych i głodnych kolejnych zwycięstw. Efekt? 7. miejsce po dwóch rundach THL i przekonanie, że Polonia jeszcze nie raz zaskoczy w tym sezonie.
Jeśli w przypadku Polonii jako beniaminka THL mówimy o zaskoczeniu, to w kontekście JKH GKS-u Jastrzębie można mówić o sensacji. I to największego kalibru. Mówimy to z pełnym przekonaniem i uznaniem dla ekipy znad czeskiej granicy. 31 punktów na koncie, pozycja wicelidera tabeli po II rundach i przede wszystkim awans do turnieju finałowego PP w Krynicy. Przed sezonem dla wielu kibiców JKH taki scenariusz, to niemal jak science-fiction… Tym bardziej, biorąc pod uwagę fakt, że przecież jastrzębianie od początku sezonu mecze domowe rozgrywają w oddalonej nieco ponad 15 kilometrów od Jastrzębia-Zdroju czeskiej Karwinie. Nie przeszkadza to jednak podopiecznym trenera Rafała Bernackiego grać z polotem i fantazją. Przy okazji, raz po raz podrywając przy tym trybuny lodowiska w Czechach.
Warto zaznaczyć, że trudno byłoby mówić o wysokiej pozycji w tabeli JKH po II rundzie, gdyby nie świetna dyspozycja tercetu Daniels Berzins – Fredrik Forsberg- Riku Sihvonen. Szwed świetnie wywiązuje się z roli egzekutora (11 goli w 16 meczach), z kolei 27-letni Fin dysponuje doskonałym podaniem otwierającym drogę do bramki (13 asyst w 16 spotkaniach).
Podczas gdy dla jednych, jak w przypadku JKH, przerwy na mecze reprezentacji mogłoby w ogóle nie być, tak dla GKS-u Katowice i GKS-u Tychy była ona szansą na skorygowanie tego, co nie funkcjonowało należycie na tym etapie sezonu. Mowa tutaj przede wszystkim o braku skuteczności w sytuacjach podbramkowych, w przypadku GKS-u Katowice. Z kolei w wypadku tyszan najbardziej szwankowała gra w liczebnych przewagach.
Trener GieKSy, Jacek Płachta brakujące elementy w grze zespołu zdążył poukładać niemal w ostatnim momencie (GieKSa rzutem na taśmę awansowała do turnieju finałowego Pucharu Polski w Krynicy). Kto wie, czy w ogóle GieKSa znalazłaby się w Krynicy, gdyby nie Grzegorz Pasiut, Bartosz Fraszko, Jean Dupuy i Stephen Anderson. To właśnie głównie dobra postawa tej polsko-kanadyjskiej czwórki pozwoliła katowiczanom zagwarantować sobie miejsce w TOP 4 po dwóch rundach i bilet do Krynicy.
Miały być efektowne zwycięstwa, polot i bezproblemowy awans do turnieju finałowego PP. Zamiast tego przy de Gaulla pojawił się zupełnie nieproszony… smutek, szok, niedowierzanie, a przede wszystkim olbrzymie rozczarowanie. Tak diametralna przemiana in minus w grze jest o tyle zaskakująca i zastanawiająca, że przecież wciąż mówimy o aktualnych mistrzach Polski. Drużynie, która siedem miesięcy wcześniej sięgnęła po mistrzowską koronę. A teraz… Alan Łyszczarczyk i spółka zmagają się z sytuacją w Tychach dawno albo praktycznie w ogóle wcześniej niewidzianą.
Szkoleniowiec Pekka Tirkonen i reszta sztabu musi jak najszybciej znaleźć receptę na wyjście z tej nieciekawej sytuacji. Kto wie, może panaceum na zdecydowanie lepszą grę tyszan będzie nowa twarz w ekipie GKS-u Tychy. Mowa o Joelu Kerkkanenie. Kerkkanen to 26-letni skrzydłowy, który do ekipy z de Gaulla trafia na zasadzie wypożyczenia z fińskiego Ilves Tampere. Zawodnik podpisał miesięczny kontrakt z opcją przedłużenia do końca sezonu. Na przestrzeni ostatnich kilku lat najlepsza dla Kerkkanena była kampania 22/23. Wówczas występując w barwach Kiekko-Pojat w 52 meczach zdobył tyle samo punktów za 18 goli i 34 asysty.
Niewykluczone, że najnowszy nabytek w tyskich barwach zadebiutuje w niedzielę przy okazji derbowego meczu z GKS-em Katowice. Wcześniej, bo już w piątek wicelider z Jastrzębia zagra na wyjeździe w Sanoku (18). Z kolei katowiczanie na własnym lodzie podejmą bytomską Polonię (18:30).