To był kluczowy moment spotkania Pogoni Grodzisk Mazowiecki z Ruchem Chorzów. Arbiter Łukasz Karski i sędziowie VAR potrzebowali długich minut, aby podjąć decyzję o podyktowaniu jedenastki przeciwko Niebieskim.
Była 62 minuta i 10 sekund, kiedy doszło do starcia w polu karnym. Dominik Preisler mało rozważnie zaatakował piłkarza Pogoni. Gra poszła w drugą stronę, lecz po kilkudziesięciu sekundach arbiter został przywołany przed ekran. Potrzebował wielu powtórek, aby podjąć decyzję.
– Nie chcę wracać do rzutu karnego, bo sędzia był bardzo blisko, a potem długo się wpatrywał w ekran. Jeżeli z boiska nie dyktuję, to potem nie szukam tego karnego na siłę. Ale to tak na marginesie… – komentował Waldemar Fornalik.
– Wiedzieliśmy, że to będzie trudny mecz. Początek był nie najlepszy w naszym wykonaniu. Na szczęście zdołaliśmy się otrząsnąć. W drugiej połowie było już lepie – mówił szkoleniowiec Ruchu. – Jedna i druga strona może powiedzieć, że czuje niedosyt. Wahało się, kto wygra. My mieliśmy swoje sytuacje, Pogoń swoje.
Podobnego zdania był Piotr Stokowiec. – Cieszę się, że doprowadziliśmy do remisu, bo w II połowie nie mieliśmy już kontroli – przyznał szkoleniowiec Pogoni.
Dodajmy, że naszym zdaniem znacznie bardziej kontrowersyjna była decyzja o podyktowaniu pierwszego rzutu karnego dla zespołu z Grodziska Mazowieckiego. Wtedy sędziowie VAR nawet nie poprosili, aby arbiter główny spojrzał na powtórkę, choć trudno było dostrzec wyraźny faul Aleksandra Komora.