Niebywałe, co wyprawiają w kluczowych momentach zawodnicy GKS Tychy. Gdyby to było show, to można byłoby mieć podejrzenie, że w szatni są zawodnicy, którzy celowo podstawiają nogę swoim kolegom.
Co mecz któryś gracz Artura Skowronka popełnia skandaliczny błąd w kluczowej fazie meczu, który ma fatalne konsekwencje. Dzisiaj w Łodzi było podobnie! GKS Tychy bardzo dobrze wszedł w drugą połowę i wydawało się, że nawiąże walkę po bezbarwnej pierwszej połowie, w której Bastien Toma wyprowadził ŁKS na prowadzenie. Gości było stać właściwie tylko na strzał Marcela Błachewicza, który został obroniony.
Szkoleniowiec GKS na drugą połowę wysłał w bój Damiana Kądziora. Doświadczony pomocnik od razu rozruszał grę tyszan i ci zaczęli stwarzać okazje. Tobiasz Kubik i Julian Keiblinger jeszcze nie zdołali doprowadzić do remisu, za to zrobił to Jakub Tecław po zamieszaniu po rzucie rożnym.
To była bardzo dobra faza meczu w wykonaniu GKS. Wydawało się, że znaleźli patent na ŁKS. Podobnie jednak było ostatnio z Pogonią Siedlce. Właśnie w takim momencie ktoś robi babola. Tym razem Keiblinger wpakował piłkę do własnej siatki, choć pomylenie bramek w tej sytuacji było naprawdę sztuką. To podcięło skrzydła kolegom, bo zrozumieli, że horror się powtarza.
W dodatku niedługo potem ŁKS podwyższył na 3:1, bo znów zabrakło agresywnego pressingu. Mateusz Lewandowski miał na 16. metrze mnóstwo czasu i miejsca. Leon Oumar Wechsel zdołał sparować jego strzał, lecz wobec dobitki Jaspera Loffelsenda był bezradny.
To siódmy przegrany mecz GKS Tychy. Widać, że Artur Skowronek próbuje różnych rozwiązań, jak to dziś z wpuszczeniem Kądziora na drugą połowę na podmęczonego rywala. Co z tego, skoro w każdym meczu jest „sabotażysta”, który zabija nadzieje na korzystny wynik.
Nasz komentarz
Co nam się podobało?
- Ożywienie, które wniósł w drugiej połowie Damian Kądzior. Rozgrywał i i dośrodkowywał ze stałych fragmentów gry. Brakowało mu jednak jakości i odwagi partnerów.
- Rajd Mamina Sanyanga przez pół boiska mógł być ozdobą meczu, lecz Daniel Rumin zmarnował okazję wypracowaną przez kolegę.
Co nam się nie podobało?
- Brak agresywności w doskoku do rywali, co skończyło sie stratą pierwszej i trzeciej bramki.
- Fatalny błąd Juliana Keiblingera.
- Postawa napastników GKS. Zarówno Kamil Wełniak, jak i Daniel Rumin nie potrafili ani zagrozić bramce, ani przytrzymać piłki, ani jej rozegrać.
-
Skala 1-10