GKS Katowice uległ przed własną publicznością Lechowi Poznań 0:1. Mimo dominacji w drugiej odsłonie katowiczanom zabrakło skuteczności, ale nie sytuacji. W kadrze meczowej nie znalazł się Adam Zrel’ak
Żal, niedosyt, szkoda – „sól piłki”
GieKSa nie przestraszyła się mistrza Polski ze stolicy Wielkopolski. O ile przerwa spowodowana pirotechniką w I odsłonie wybiła ją z rytmu i na niedługo przed końcem połowy doszło do straty bramki, o tyle miejscowi zanotowali wyśmienitą drugą część. Niemalże cały czas zamykali Kolejorza na jego połowie, stworzyli szereg konkretnych sytuacji, ale nie zamienili choćby jednej na bramkę. Uwidoczniła się jakość poznańskiego Lecha, choć trudno, by w Katowicach nie panował ogromny niedosyt czy żal w obliczu zmuszenia poznanian do gry z kontry przez ponad 45 minut.
– Zawsze trudno pogodzić się z porażką po takim spotkaniu, zwłaszcza z mistrzem Polski. Jam ciężko z tą wiadomością. Kontrolowaliśmy większość meczu. Byliśmy zespołem, który swoim pomysłem, grą i pressingiem doprowadzał do tego, że Lech miał trudy z wyjściem z owego pressingu. Stworzyliśmy na tyle sytuacji, że powinniśmy zdobyć choć jedną bramkę. To jednak sól piłki i najważniejsza rzecz. Należy oddać zawodnikom, że zagrali bardzo dobre zawody. Jestem pełen zadowolenia z realizacji zamysłu na mecz i tego, jak chcieliśmy wygrać z Lechem. Byliśmy blisko. Trzeba przyjąć porażkę i dalej konsekwentnie pracować z drużyną. Wydaje się, że każdy z nowych zawodników wygląda coraz lepiej na boisku – powiedział na pomeczowej konferencji Rafał Górak, trener GKS-u Katowice.
Co ze zdrowiem katowickiego duetu?
Mateusz Kowalczyk rozegrał 60 minut. Został następnie zmieniony przez Emana Markovicia. Młodzieżowy reprezentant Polski nie opuścił jednak boiska jako nienaruszony. – Na pewno odbędzie się szereg badań. Wydaje mi się, że to tylko bardzo mocno stłuczony mięsień. To młoda siła, więc Mateusz powinien szybko się wyleczyć. Trzeba jednak wszystko zbadać, by upewnić się, czy z mięśniem nie stało się coś poważniejszego – tłumaczył szkoleniowiec GieKSy.
W kadrze meczowej nie pojawił się Adam Zrel’ak. W ostatnim okresie zmuszony był do pauzowania ze względu na pozytywne rezultaty testu na COVID. Słowacki snajper nie przeszedł choroby najłagodniej, dlatego też ominął pucharowe starcie z Wisłą Płock, a zagrał przez 28 minut w ligowym meczu w Płocku. Napastnik nie był brany pod uwagę z mistrzem Polski ze względu na powikłania, ale niezwiązane z chorobą.
– Nieobecność Adama rzeczywiście była podyktowana powikłaniami, ale wynikającymi z kontuzji złamanej nogi. Stopa nadal bardzo mocno cierpi i przeciąża się w momencie wysiłków. To nie jest prosta sprawa, bo zawodnik również to zdecydowanie przeżywa. System unerwienia w stopie ostatnio odezwał się w dotkliwy sposób. Wynika to z tego, co się działo – ona była dość długo i bardzo usztywniona, ponieważ złamanie było rozległe, również wraz z zerwaniem torebek stawowych i więzadeł. Dużo rzeczy się uszkodziło w stopie. Po urazie daje się we znaki Adamowi. Został potraktowany środkami w stopę, a lekarz stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem będzie odpoczynek nogi w ten weekend. Szkoda, bo Adam w dobrej dyspozycji bardzo by się nam przydał w tym meczu – zaznaczył Rafał Górak. Trudno nie zgodzić się z jego słowami. Katowiczanie oddali 14 strzałów przy 11 Lecha, z czego 5 było celnych w porównaniu do 3 gości.