Przed tygodniem szkoleniowiec Ruchu był rozczarowany remisem z Polonią Bytom. Dziś był w zupełnie innym nastroju w Mielcu, bo punkt wywieziony z boiska Stali smakował niemal jak zwycięstwo.
– Nie wiem, jakiego słowa użyć do określenia tego meczu. Niesamowity, dziwny, niespotykany – coś w tym rodzaju. Trzeba powiedzieć, że pierwsze pół godziny graliśmy naprawdę nieźle. Stworzyliśmy przynajmniej dwie sytuacje, po których powinny paść bramki. Być może nasza pozycja wyjściowa byłaby znacznie lepsza – mówił Waldemar Fornalik na konferencji prasowej, mając na myśli dwie okazje Tomasza Bały.
Natomiast około 30 minuty nagle stanęliśmy. Popełniliśmy sporo błędów. Niewymuszony straty spowodowały, że zaprosiliśmy Stal, aby stracić bramkę. Tak też się stało. Były to ciężkie chwile
nie krył szkoleniowiec Ruchu Chorzów.
– W drugiej połowie staraliśmy się to odrobić. W wielu sytuacjach utrzymywaliśmy się przy piłce, acz niewiele z tego wynikało. Po niefrasobliwości straciliśmy drugą bramkę i wydawało się, że mecz jest zamknięty. Wola walki i chęć odniesienia korzystnego wyniku opłaciła się. Jeśli remisuje się w takich okolicznościach, to trudno nie być zadowolonym – przyznał Waldemar Fornalik.
Dziennikarze zapytali, czy remis odniesiony w takich okolicznościach ma większa wartość, niż gdyby doszło do wyrównanej wymiany gol za gol. – Bez dwóch zdań. To aspekt psychologiczny. Ma pan już wizję przegranego meczu i nagle wraca się z otchłani – odpowiedział trener Niebieskich.