Bramka strzelona przez Jaquesa Ndiaye kilkanaście sekund po wejściu na boisko zapewniła Motorowi Lublin komplet punktów w meczu z Górnikiem. Zabrzanie rozczarowali ponad 20 tysięcy kibiców.
Po dwóch pewnych i wysokich zwycięstwach Górnika wielu wróżyło, że mecz z Motorem Lublin będzie dla zabrzan spacerkiem. Tak nie było. Goście z Lubelszczyzny przyjechali na Roosevelta bez kompleksów i w pierwszych fragmentach gry odważnie poczynali sobie pod bramką Marcela Łubika.
Swoje okazje na zdobycie bramki mieli Karol Czubak i Ivo Rodrigues, ale piłka nieznacznie chybiała celu. W odpowiedzi w ekwilibrystyczny sposób na bramkę gości uderzał Ousmane Sow, a Ivan Brkić musiał popisać się kunsztem między słupkami.
W 24. minucie gry bliski otwarcia wyniku był Rodrigues, który uderzał na bramkę zabrzan głową po dograniu Michała Króla z prawego skrzydła, ale czujny był Łubik. Chwilę później bardzo groźnie uderzał Czubak, a piłka zatrzymała się na bocznej siatce.
Górnik zaczął łapać swój rytm w końcowym kwadransie pierwszej połowy. Zabrzanie przeprowadzili kilka koronkowych akcji, ale brakowało ostatniego podania lub odrobiny szczęścia. Na sześć minut przed przerwą po dobrej zespołowej akcji gospodarze mogli objąć prowadzenie. Matus Kmet zagrał do Jarosława Kubickiego, ten krótko do Sondre Lisetha, który odegrał na czekającego na piłkę na linii pola karnego Taofeeka Ismaheela. Nigeryjczyk uderzył kąśliwie i piłka zmierzała w światło bramki na dalszy słupek i mogła zaskoczyć bramkarza, ale na drodze stanął futbolówce Lukas Ambros…
Po zmianie połów z wysokiego „C” zacząć mógł Górnik. W 49. minucie gry głębokie dośrodkowanie w pole karne gości posłał Kmet, a na 11. metrze zza pleców obrońców wyskoczył Ismaheel, który uderzył z pierwszej piłki, a instynktownie na linii bramkowej interweniował Brkić.
Cofnięci i nastawieni na grę z kontry piłkarze Motoru stanowili wodę na młyn dla piłkarzy z Zabrza. W pierwszym kwadransie gry po przerwie drużyna Michala Gasparika na dobre rozgościła się na połowie rywala i przekładało się to na zagrożenie pod bramką lublinian. W 55. minucie gry Kmet dograł w piłkę w pole karne, a głową nad poprzeczką uderzał Ambros.
Ostatecznie to jednak goście otworzyli wynik meczu. Po niespełna godzinie gry wprowadzony na boisko kilkanaście sekund wcześniej Jacques Ndiaye przejął piłkę na lewym skrzydle, minął Patrika Hellebranda i płaskim strzałem z ostrego kąta na dalszy słupek pokonał Łubika.
Po objęciu prowadzenia nastawienie drużyny Mateusza Stolarskiego się nie zmieniło. W dalszym ciągu mniej aktywna niż przed przerwą czekała na Górnika na własnej połowie, a po przejęciu piłki próbowała zaskoczyć po szybkim kontrataku. Gospodarze z kolei w swoim stylu długo rozgrywali piłkę w ataku pozycyjnym, szukali sposobu na sforsowanie szeregów defensywnych rywala, ale długimi fragmentami nie umieli tego uczynić.
Im bliżej było końca tym ataki Trójkolorowych były bardziej intensywne, ale w dalszym ciągu mało efektywne. Górnik nie stworzył już klarownej sytuacji, która mogła dać wyrównanie i pozwolić dopisać zabrzanom choćby punkt po ciężkim meczu.