Gol GKS Tychy podziałał jak płachta na byka na drużynę Śląska. Nie pierwszy raz w tym sezonie ekipa Artura Skowronka bardzo szybko straciła gola po objęciu prowadzenia, co było początkiem serii nieszczęść.
Tyszanie wysoko zawiesili poprzeczkę Śląskowi. Obie drużyny chciały się zrehabilitować za porażki w ostatniej kolejce Betclic I ligi. Pierwsza wyrównana połowa nie przyniosła bramek, a po zmianie stron dobrze prezentowali się goście. Akcje śląskiego zespołu napędzał Damian Kądzior, który a to dogrywał, a to strzelał, a kiedy trzeba było, to wrócił pod własną bramkę, by przeszkodzić Przemysławowi Banaszakowi.
Napastnik Śląska był aktywny, podobnie jak Piotr Samiec-Talar. GKS długo radził sobie jednak z ich próbami. W dodatku Mamin Sanyang przeprowadził znakomita indywidualną akcję. Podobną do tej z Niepołomic. Tym razem w kluczowym momencie wbiegł pomiędzy dwóch obrońców Śląska i pokonał bramkarza gospodarzy.
Wydawało się, że teraz ekipa z Tychów ma wszystkie karty w rękach. Niestety, po raz kolejny w tym sezonie zabrakło skupienia po objęciu prowadzenia. Śląsk zdołał wyrównać w ciągu kilkudziesięciu sekund. Besar Halimi świetnie dośrodkował piłkę w pole karne, a za linię bramkową skierował ją Patryk Sokołowski.
Leon-Oumar Wechsel próbował wybić piłkę, lecz minimalnie się spóźnił. Bez szans był również kilka minut później. Znowu dośrodkowanie, tym razem zgranie piłki w środek pola karnego i Damian Warchoł dał Śląskowi prowadzenie. Jakby problemów było mało, to Wechsel za ryzykowne wyjście przed bramkę i faul na zawodniku Śląska został usunięty z boiska. Między słupkami musiał go zastąpić Kamil Wełniak, czyli nominalny napastnik.
GKS stracił trzy punkty i właśnie tyle oczek traci dziś do drużyny z Wrocławia. Tyszanie grają naprawdę nieźle, lecz brakuje im chłodnej głowy w kluczowych fazach meczów.