Postępuje likwidacja sekcji piłki ręcznej Górnika Zabrze. Po tym, jak klub nie znalazł sponsora, nie otrzymał licencji na start w Superlidze, jest obecnie na drodze upadku. Garść informacji zza kulis uchylił Arkadiusz Miszka, były trener zespołu.
Początek lata w Zabrzu w kwestii szczypiorniaka był niezwykle gorący i dynamiczny. Górnik wycofał się z europejskich pucharów, co popchnęło zresztą za sobą lawinę złych wieści dla miejscowych kibiców. Prezes i właściciel klubu jedynie podtrzymał swoje zdanie o zaprzestaniu łożenia środków na klub. Nie znalazł się jednocześnie żaden główny sponsor. Najczarniejszy scenariusz w postaci likwidacji ziścił się.
To było poza nami, jednak liczyliśmy, że coś się wydarzy, że rozmowy z miastem przyniosą pozytywne skutki. Mijał tydzień za tygodniem, aż w końcu z internetu i od dyrektora sportowego Darka Czernika dowiedzieliśmy się, że klub nie będzie miał licencji na grę w Orlen Superlidze. No a bez licencji to już domyśliliśmy się, w jakim to kierunku zmierza. Że klubu już nie będzie
powiedział w rozmowie ze Zbigniewiem Cieńciałą z katowickiego dziennika Sport Arkadiusz Miszka, były trener Górnika Zabrze.
Jak tłumaczy szkoleniowiec zajmujący się pracą w Zespole Szkół Sportowych w Zabrzu oraz SPR Górniku Zabrze – w procesie potencjalnej odbudowy szalenie dużą rolę odgrywać musi miasto. Poza pięcioma półfinałami Superligi w ostatnich latach warto też podkreślić rolę juniorów i juniorek. Kształcenie przynosi wymierne skutki, bo ZSS tylko w tym roku zainkasował trzy krążki.
– Potrzebujemy też wsparcia miasta. Potrzebujemy nowej hali, bo ile możemy trenować w starej? Ona jest fajna dla młodzieży, ale jeżeli byśmy chcieli znowu odbudować piłkę ręczną na wysokim poziomie, na jakim byliśmy jeszcze dwa miesiące temu, to nie da się tego zrobić bez nowej hali. Praktycznie w każdym mieście, w którym jest Superliga, są nowe, funkcjonalne obiekty. Nawet w Piotrkowie odbyło się spotkanie w tej sprawie, zresztą wszędzie odbywają się takie spotkania. My prosimy się o halę od 20 lat, ale jak nie było nic nie słychać, tak nadal nic się nie dzieje – wyjaśnił 45-latek.