GKS Katowice do domu z Warszawy wracał z niedosytem i zdenerwowaniem. Ślązacy na wyciągnięcie ręki mieli remis przy Łazienkowskiej, ale w ostatnich dwóch akcjach spotkania stracili dwie bramki.
Katowiczanie mają za sobą najlepszy mecz w sezonie, choć przegrali 1:3 z Legią Warszawa. Z perspektywy boiska śmiało można było odnieść wrażenie, że klub z Nowej Bukowej prezentował znacznie lepsze oblicze, aniżeli w poprzednich spotkaniach. Tego samego zdania zresztą był sam pomocnik zespołu.
Remis był zdecydowanie na wyciągnięcie ręki. Uważam, że zagraliśmy pierwszy mecz w tym sezonie, który przypominał te z poprzedniego sezonu, w których zaczynaliśmy dobrym pressingiem i większą ilością biegania i stwarzać z tego zagrożenia. Takie rzeczy dzieją się jednak w piłce i ta porażka bardzo boli
powiedział w rozmowie z klubową telewizją Mateusz Kowalczyk, pomocnik GKS-u Katowice.
Podopieczni trenera Rafała Góraka po bramce dającej remis zaczęli bronić wyniku. Zostali zamknięci na własnej połowie, skutecznie murowali i blokowali, aż do ostatnich 20-40 sekund spotkania. Legia nieustannie próbowała i poszukiwała bramki na wagę triumfu, aż w końcu znalazła. Nawet nie jedną, a dwie. – Może niepotrzebnie się cofnęliśmy po strzelonej bramce na 1:1. Być może powinniśmy bardziej nacierać. Na pewno jest duże zdenerwowanie i niedosyt po takim meczu – tłumaczył 21-latek.
GieKSa mimo faktu, że przez pierwsze pół godziny rozdawała karty i dochodziła do licznych sytuacji, bramki nie strzeliła. Wyśmienitą pracę między słupkami wykonywał Kacper Tobiasz. Katowiczanie nieco „spuchnęli”, a na dodatek w 43. minucie zaczęli przegrywać. – Na pewno to jest jakimś problemem. W kolejnym meczu tracimy bramkę jako pierwsi. Czuliśmy z boiska, że nasza gra wygląda dobrze. Mieliśmy swoje sytuacje, których nie wykorzystaliśmy. Stracenie bramki ze stałego fragmentu na pewno boli. Uważam, że mecz z naszej strony był przyzwoity, ale wracamy bez zdobyczy punktowej – dodał Kowalczyk.