Kibice Ruchu narzekają na styl gry i brak zrozumienia na boisku. Pocieszać może ich fakt, że drużyna punktuje, a jej szkoleniowiec zdaje sobie sprawę z faktu, że ciągłe zmiany nie służą poprawie gry.
– Było dużo zmian, to musi się jeszcze dotrzeć – tak chaos w grze chorzowian tłumaczył w niedzielę Przemysław Szymiński, który sam nie spodziewał się, że wyjdzie od pierwszej minuty. Liczba zmian w bloku obronnym w trakcie meczu też zaskoczyła. – To są decyzje trenera, które my szanujemy. Jesteśmy od tego, aby wypełniać założenia na boisku – skwitował doświadczony piłkarz.
Szymiński nie był w stanie wytrzymać pełnych 90 minut. Przyznał, że już przed meczem ustalił ze sztabem, że dojdzie do zmiany. Jeszcze wcześniej na lewą obronę wprowadzony został Szymon Szymański, bo Dawid Szulczek uznał, że przyda się jego wzrost. Potem pojawili się dwaj kolejni obrońcy: Aleksander Komor i Andrej Lukić. Blok defensywny zmieniał skład, a nawet ustawienie z 4-osobowe na 3-osobowy.
Na pewno zmiany nie służą zgraniu. Będziemy dążyć stabilizacji i tego, aby zawodnicy grali na swoich pozycjach
zapewniał na konferencji prasowej Dawid Szulczek, trener Ruchu.
Dziennikarze dociskali szkoleniowca pytaniami, czy ciągła rotacja w składzie i przesuwanie zawodników na różne pozycje nie utrudnia łapania mechanizmów przez jego zupełnie nowy zespół. – Nie chcemy tylu zmian robić. Zamierzamy, aby nasza obrona grała po 90 minut i mam nadzieję, że ze Śląskiem tak już będzie – zapowiedział szkoleniowiec Ruchu.
To paradoksalnie nie wyklucza kolejnej kosmetyki w wyjściowej jedenastce. Tym razem będzie ona w pełni zrozumiała, bo w Chorzowie liczą, że we Wrocławiu na lewej obronie wystąpi już Dominik Preisler.