Raków znalazł sposób na ekipą Rafała Góraka. Co prawda GieKSa pierwsza trafiła do siatki gości, lecz jej gol nie został uznany. Z kolei po stracie gola zabrakło pomysłu, choć zmiany wniosły trochę ożywienia.
Pierwsze minuty spotkania upłynęły pod znakiem wysokiego pressingu GieKSy. Nie trwało to jednak długo, szybko do głosu doszli częstochowianie. Ci wymieniali bardzo dużo podań, choć nie przekładało się to na większe konkrety. Ich dośrodkowania były szybko „kasowane” przez miejscowych, którzy na inaugurację nowego sezonu byli dobrze dysponowani w powietrzu.
Bramka Arkadiusza Jędrycha nie została w 24. minucie uznana, bo ten znajdował się na spalonym. Szkoda, bo potem do głosu doszedł Raków. Momentami zamykał katowicką połowę. Dopiął swego jednak dopiero w drugiej połowie. Piłka wędrowała od nogi do nogi zawodnika gości i w końcu na listę strzelców wpisał się Jonatan Braut Brunes.
Medaliki kontrolowały przebieg gry przez niespełna następny kwadrans. Obydwie drużyny w 65. minucie dokonały podwójnych zmian. W przypadku GieKSy doszło do debiutu Aleksandra Buksy (zszedł Maciej Rosołek), na boisko wszedł także Marcel Wędrychowski (za Kacpra Łukasiaka). Dopiero te ruchy ożywiły grę. O centymetry od wymarzonego początku nowego rozdziału w karierze był Buksa, który w polu karnym wykazał się spokojem, opanował piłkę i oddał strzał na dalszy słupek, która minęła go o dosłownie centymetry.
Spotkaliśmy się z bardzo silnym rywalem. Raków był dziś zespołem mocniejszym i tę siłę było z boiska czuć
przyznał Rafał Górak, trener GKS Katowice, przed kamerami Canal+.
Wszystkie próby dośrodkowań GieKSy były nieskuteczne. Nie udało się jej nawet oddać celnego strzału. Z kolejnego meczu na Arenie Katowice może być za to zadowolony Oskar Repka. Zadebiutował w lidze w barwach Rakowa i rozegrał pełne 90 minut na bardzo dobrym poziomie. Niestety, dziś kibice GieKSy oglądali go już w innych barwach.