Kamil Kruk z Motoru Lublin był przymierzany do klubu z Chorzowa. 25-latek miał duży talent, lecz jego rozwój zahamowały liczne kontuzje. Temat transferu do Ruchu został wstrzymany na samym finiszu.
To niestety urodzony pechowiec. Jeszcze w dzieciństwie doznał dwóch poważnych urazów. Najpierw z powodu bólu pięty nie mógł nawet truchtać. Potem w gimnazjum doznał pęknięcia kości śródstopia. Każda z kontuzji hamowała rozwój piłkarski, za to pomagała młodemu piłkarzowi w procesie edukacji.
Łącznie ponad trzy lata nie grałem. Praktycznie trzydzieści procent mojego życia
mówił Kamil Kruk będąc jeszcze zawodnikiem Zagłębia Lubin.
W 2018 roku Kruk musiał zoperować więzadła. Ćwiczył na boisku ze sztuczną nawierzchnią i został lekko popchnięty przez kolegę. Kolano spuchło i niezbędna była operacja. Kamil wrócił jednak do formy i wreszcie zadebiutował w PKO Ekstraklasie w barwach Zagłębia. Łącznie w Lubinie, a następnie w Stali Mielec rozegrał na boiskach elity ponad 50 spotkań, więc ma całkiem przyzwoite doświadczenie.
Na początku 2024 roku trafił do Motoru i był podstawowym obrońcą zespołu, który wywalczył awans. Sezon w PKO Ekstraklasie też rozpoczął w wyjściowym składzie. Wtedy Kruka dognił pech. W meczu z Rakowem, rozpoczynającym sezon, znów doznał urazu kolana. Niezbędna była operacja i długa rehabilitacja. Do kadry meczowej wrócił dopiero w połowie maja.
Motor podjął decyzję, że nie przedłuży umowy z Krukiem. Tadeusz Danisz z TVP Katowice informował, że Ruch jest mocno zainteresowany tym piłkarzem. Niebiescy na ostatniej prostej jednak zrezygnowali. Być może testy medyczne nie wypadły korzystnie, a być może sama historia kontuzji pokazała zbyt wysokie ryzyko.