Wreszcie zawodnicy z Zabrza byli skuteczni, dzięki czemu odnieśli zwycięstwo, na które czekali od 15 marca. Sytuacja Śląska stała się z kolei dramatyczna.
Goście z Wrocławia byli mega zdeterminowani, bo grali z nożem na gardle. Dziś przy Roosevelta stworzyli sobie kilka naprawdę dogodnych okazji, ale był nieskuteczny. Tak nieskuteczny, jak Górnik na przestrzeni dwóch ostatnich miesięcy. Chociażby wtedy kiedy marnował okazje w Katowicach.
Erik Janża wziął dziś sprawy swoje ręce. Dostał piłkę po przytomnym rozegraniu jej z rzutu rożnego i potężnie uderzył sprzed linii pola karnego. Strzał był tak precyzyjny, że bramkarz Śląska był bezradny.
Mamy trochę opracowanych tych schematów stałych fragmentów gry. Wiedzieliśmy, jak Śląsk broni i gdzie zostawia wolne strefy
przyznał w przerwie Rafał Janicki, obrońca Górnika
Kibice na trybunach zastanawiali się w przerwie, jak zespół zaprezentuje się w drugiej połowie. To też był pewien problem. I koszmary wróciły, kiedy Mateusz Żukowski wyszedł na sytuację sam na sam w 56. minucie. Na szczęście Rafał Majchrowski wyczekał zawodnika Śląska i zabrał mu piłkę spod nóg.
Dominik Sarapata potrzebował dwóch prób. Najpierw próbował lewą, ale to prawą nogą ostatecznie zrobił to, co trzeba. Wykończył tym samym dogranie Taofeeka Ismaheela. Bramkarz gości, Rafał Leszczyński, przyznał po końcowym gwizdku, ze teraz pozostało mu wybrać się do kościoła. Bo już tylko cud może uratować Śląsk przed spadkiem z ekstraklasy.
Górnik Zabrze – Śląsk Wrocław 2:0 (1:0)
Janża 15, Sarapata 77
Górnik: Majchrowicz – Kmet (46. Olkowski), Janicki, Szcześniak, Janża – Ambros (64. Lukoszek), Sarapata (86. Liseth), Hellebrand, Ismaheel – Podolski (86. Bakis) – Zahović (79. Sow)
Śląsk: Leszczyński – Macenko (65. Guercio), Szota, Petkow, Llinares – Żukowski (79. Szarabura), Jezierski (71. Ince), Samiec-Talar, Pozo, Ortiz (79. Udahl) – Al-Hamlawi
Żółte kartki: Kmet – Jezierski.
Sędziował Szymon Marciniak.
Widzów: 13 428.