Nawet w czarnych snach kibice Ruchu pewnie nie podejrzewali, że ich drużyna może przegrać u siebie mecz ze Zniczem, który walczy o utrzymanie i który po raz ostatni wygrał na początku października.
O braku Szymona Szymańskiego i Patryka Szwedzika było wiadomo od dwóch tygodni. Okazało się, że to nie wystarczyło, aby Ruch scementować na tyle, by był w stanie rozegrać dziś przyzwoity mecz w śnieżnych warunkach. Akurat w nocy z soboty na niedzielę nad Górnym Śląskiem przeszła śnieżyca, która sprawiła, że boisko na Superauto.pl Stadionie Śląskim było dalekie od ideału. Tylko, że warunki były takie same dla obu zespołów.
Niebiescy niby posiadali częściej piłkę i oddawali więcej strzałów, ale to Znicz był konkretny. 38-letni Radosław Majewski rozdzielał piłki do kolegów i błyszczał na tle mizernych pomocników Ruchu. Po głupiej stracie Szymona Karasińskiego „Maja” podał do Daniela Bąka, ale ten z łatwością wymanewrował obrońcę i dał gościom prowadzenie.
Kto liczył na szturm w drugiej połowie, ten się rozczarował. To Znicz znów był konkretny. Po sprytnie wykonanym rzucie rożnym poszła akcja, w której obrońcy chorzowscy wybili piłkę z linii. Niedługo potem Znicz i tak podwyższył za sprawą Bąka.
Ruchu nie było stać, aby jego piłkarze trafili choć raz do siatki. Gol kontaktowy dający nadzieję to zasługa Jarosława Jacha, który wbił piłkę do własnej bramki. Choć było jeszcze około 10 minut, by wyrównać, to Niebiescy nie zdołali oddać nawet groźnego strzału.
Nasz komentarz
Depresyjny, listopadowy dzień w Chorzowie. Ruch osuwa się w tabeli, bo nie potrafił ograć nisko notowanego rywala z Pruszkowa. Ten mecz pokazał, że każda strata podstawowego zawodnika sprawia, że Niebiescy stają się znacznie słabszym zespołem.
Co nam się podobało?
- Młodzież, czyli Kacper Dyduch i Mateusz Rosół, dostała dziś szansę, aby pograć około kwadrans i zebrać doświadczenie.
- Andrej Lukić był chyba jedynym zawodnikiem Ruchu, który próbował podrywać swoich kolegów do żwawszej gry i ataków. Mowa o środkowym obrońcy...
Co nam się nie podobało?
- Strata Szymona Karasińskiego, a następnie fatalne ustawienie Nikodema Leśniaka-Paducha w swoim polu karnym i w ten sposób Znicz zdobył gola na 1:0.
- Piotr Ceglarz nawet w małym procencie nie zastąpił dziś Patryka Szwedzika.
- Murawa pozostawiała sporo do życzenia, a dla porównaniu wczoraj w Rzeszowie była znacznie lepsza, mimo opadów śniegu.