Jeżeli ktoś spodziewał się, że w Tychach zatrudnienie znajdzie wybitny reprezentant Polski i uczestnik Ligi Mistrzów, to zapewne wszyscy myśleli, że będzie to w klubie hokejowym. Przy Edukacji pozazdrościli jednak swoim bardziej utytułowanym kolegom i sięgnęli po trenera, który, przynajmniej w opinii wielu, jest wręcz skazany na sukces.
Łukasz Piszczek rozpoczynający swoją seniorską karierę trenerską od drużyny znajdującej się w strefie spadkowej I ligi – tego chyba nie wyobrażał sobie nikt. Może jedynie sam zainteresowany, bo wielokrotnie już pokazywał, że lubi chodzić własnymi ścieżkami i odważnych decyzji się nie boi. Dzisiaj, po raz kolejny, należą się mu za to brawa.
Wielkie brawa nalezą się również włodarzom GKS-u Tychy. Za przekonanie do tego projektu samego Łukasza Piszczka, za chęć dokonania czegoś wielkiego, a przede wszystkim nieoczywistego. Bo może przeceniamy możliwości byłego gracza reprezentacji Polski i jego autorytet, może z tego projektu ostatecznie niewiele wyjdzie, ale na ten moment można odnieść wrażenie, że jest to najważniejsza roszada w tyskim klubie od momentu prywatyzacji – a i wcześniej niewiele tak znaczących było.
Tyszanie tym ruchem pokazali, że chcą wyjść z cienia, ale także z własnej strefy komfortu. Że nie chcą być jednym z wielu klubów. Bo przecież, mimo złych jesiennych wyników, wszystko mogło nadal się kręcić, tak jak do tej pory: dziennikarze pewnie wrzucaliby zdjęcia pustych trybun, trener (dotychczasowy lub też nowy) obiecywałby poprawę, a piłkarze wyciągaliby wnioski.Ewentualnie w ostateczności można było dokonać delikatnych roszad, tak by jednocześnie niemal wszystko zostało po staremu. Nowe byłyby jedynie obietnice. Postawiono jednak na wariant odważny, wręcz rewolucyjny. I nawet jeżeli rewolucja ma tak łagodną twarz, jak osoba Łukasza Piszczka, to na końcu będzie miała swoje ofiary i wyrzeczenia.

Te reflektory, które w najbliższych dniach i tygodniach będą skierowane na GKS Tychy, to broń obusieczna. Klub pod wieloma względami na pewno zyska, ale również będzie musiał od siebie wiele więcej dać. Pokazać, że jest gotowy na projekt na miarę Łukasza Piszczka. Dzisiaj tego jeszcze nie wiadomo. Ale w Tychach chcą się tego wyzwania podjąć, licząc się oczywiście z kosztami.
GKS Tychy zajmuje obecnie szesnaste miejsce w pierwszej lidze i każde właściwie kolejne potknięcie może mieć wpływ na poczynania nowego sztabu. Łukasz Piszczek mógł jeszcze zaczekać, mógł już wcześniej zdecydować się na dużo bardziej korzystniejszy dla siebie wariant pracy. Wybrał moment i klub, w którym pewnie będzie musiał mierzyć się z wieloma problemami. Może też chciał opuścić swoją strefę komfortu. Może trochę też na przekór tym wszystkim głosom, że Łukasz Piszczek nie potrafi się zdecydować. Być może uznał, że taka „szkoła życia”, bez wielu świadków i dodatkowej presji, będzie bardzo dobrym doświadczeniem i przetarciem. Bo przypomnijmy – poza trzecioligową piłką – Piszczek w Polsce po raz ostatni, jeszcze jako piłkarz, rywalizował blisko 20 lat temu.
Obie strony zaryzykowały. Obie mogą się na tym „małżeństwie” bardzo mocno spalić. Ale właśnie dlatego warto temu projektowi kibicować.
![W Tychach opuścili strefę komfortu [KOMENTARZ]](https://slaskisport.pl/wp-content/uploads/2025/11/20240828PF_LSaAAA0229-1536x1114.jpg)