GKS Katowice nie może zaliczyć ostatniego okresu do udanych. Po przegranej z Lechią Gdańsk 0:2 doszło do porażki z Cracovią 0:3 mimo dobrego wejścia w mecz. – Przy każdej z bramek to my najbardziej pomogliśmy przeciwnikowi, a nie on zrobił na tyle dużo, żeby strzelać owe gole – mówił Arkadiusz Jędrych, obrońca GieKSy.
Zaliczyliście dobry początek spotkania, przez 15-20 minut zamykaliście Cracovię na jej połowie, a finalnie przegrywacie 0:3.
Arkadiusz Jędrych: – Brutalnym ciosem jest porażka 0:3 w domu. Po ostatnich domowych meczach byliśmy natchnieni pozytywną energią. Wiedzieliśmy, że jeżeli zagramy w oparciu o swoje dobre wartości, tak jak chociażby wyjście wysoko do Cracovii w I połowie to rywal będzie nam dość łatwo oddawał piłkę – tak jak miało to miejsce. Krakowianie niczym wytrwany gracz wyczekali i strzelili nam dwie bramki. Do trzeciej doszło bardzo szybko. Mieliśmy podcięte skrzydła. Trudno było szukać czegoś więcej niż chociażby punktu.
Posłaliście ponad 30 dośrodkowań, z czego większość była niecelnych. Czy owe centry były pomysłem na poradzenie sobie z Cracovią i zwycięstwo?
– Mieliśmy kilka planów na to spotkanie, m.in. wspomniane dośrodkowania. Ktoś, kto śledzi nasze mecze dobrze wie, że już w ostatnich pojedynkach z naszej strony było ich trochę. To jedna z części planu. Szkoda, że nie udało się go sfinalizować. Cracovia zadała pierwszy, drugi, a następnie poprawiła trzecim ciosem. Jesteśmy zamroczeni, ale musimy szybko podnieść głowy do góry, bo za moment czeka nas mecz pucharowy, a następnie ligowy. Za moment obydwie rozgrywki wkroczą w taką fazę, że będą napierać. Trzeba jak najszybciej punktować, bo każdy tego chce. Nikt nie będzie spał w tej lidze.
Z perspektywy obrońcy, który lubi zapuszczać się w pole karne czego zabrakło do zdobycia choćby jednej bramki?
– Z perspektywy obrońcy zawsze będę zaczynał od tego, co w defensywie. Jestem nie do końca pocieszony, bo straciliśmy trzy bramki. Dla mnie to największa ujma, bo zawsze jestem za to odpowiedzialny i zawsze do państwa wyjdę jako pierwszy i będę brał to na klatę. Strata trzech goli w domu po prostu nie przystoi.
Filip Stojilković jest zawodnikiem sprawiającym wiele problemów?
– Myślę, że nie. Najważniejsze były nasze poczynania. Przy każdej z bramek to my najbardziej pomogliśmy przeciwnikowi, a nie on zrobił na tyle dużo, żeby strzelać owe gole.
Ta porażka spośród wszystkich dotychczasowych boli najbardziej z uwagi na to, że miała miejsce u siebie?
– Na pewno każda porażka boli, tym bardziej w domu i w takim wymiarze. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że trzy gongi na swoim stadionie są bolesne. Liga jest jednak maratonem, to nie sprint. Należy szybko podnosić głowy do góry, bo rozgrywki i punkty uciekają. Chcemy, żeby Ekstraklasa w Katowicach została jak najdłużej.
Dotychczas najbardziej pozytywnym aspektem GKS-u w tym sezonie był jego stadion. Odnieśliście 6. porażkę, w dodatku w takich rozmiarach, że pod względem wyniku nie było tak źle nawet z Rakowem Częstochowa. W czym kibice mogą upatrywać optymizmu?
– Liga jest maratonem. Na dziś fakty są takie, że GieKSa jest w dolnych rejonach tabeli. Ta będzie jednak najważniejsza po 34. kolejce, a nie po 9 czy 15. Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. Wiem, że nasza szatnia ma na tyle silną mentalność, że podniesie głowę w trudnym momencie i z niego wyjdzie.