Piast Gliwice jako jedyny nie wygrał jeszcze meczu w PKO Ekstraklasie. Czy to powód, aby bić na alarm i myśleć o zmianach? Dyrektor sportowy klubu stara się uspokoić nastroje i wymienia kilka faktów.
Łukasz Piworowicz został dyrektorem sportowym Piasta w lipcu. Wrócił do klubu po siedmiu latach i od razu był zmuszony przeprowadzić sporą rewolucję w szatni. Klub z Gliwic musiał zacisnąć pasa, więc zrezygnował z usług wielu piłkarzy. Piworowicz postawił również na zmianę stylu gry oraz wybór jako trenera Maksa Moldera, który nie znał polskich realiów. Pierwsze miesiące potwierdzają, że był to bardzo ryzykowny ruch.
– Styl gry tego zespołu zmienił sie drastycznie po zmianie trenera. To nie był przypadek. Wiedzieliśmy jakiego szkoleniowca szukamy i czego będziemy od niego oczekiwać. Zrealizowaliśmy najwyższe posiadanie w lidze. Jesteśmy w czołowej trójce, jeśli chodzi o wysoki pressing. Ten styl wymaga dużo pracy i cierpliwości – podkreślił dyrektor sportowy Piasta.
Pytanie zatem, dlaczego skoro liczby statystyczne są tak ciekawe, to Piast nie potrafi wygrywać i jest w dole tabeli PKO Ekstraklasy? Piworowicz w programie „Liga po godzinach” w Canal+ wskazał kluczowe przyczyny: brak kilku ofensywnych zawodników w pierwszych kolejkach, brak zgrania na początku sezonu oraz decyzje sędziowskie w ostatnich meczach.
Zawodnicy się dopiero poznają. Trener poznaje zespół i ligę. My świadomie opóźniliśmy część transferów do klubu, tak aby pozyskać piłkarzy, którzy dadzą jakość. Dla nich w większości nie byliśmy pierwszym wyborem i musieliśmy czekać grzecznie w kolejce
przyznał szczerze Łukasz Piworowicz.
– To spowodowało, że kilku zawodników dotarło do Gliwic dopiero w sierpniu. Byli bez okresu przygotowawczego, więc to naturalne, że początek sezonu był bardzo trudny – podkreślił dyrektor sportowy Piasta i wskazał, że drużyna w ostatnich kolejkach prezentowała się już znacznie lepiej. Tym razem pojawił się inny problem.
– Decyzje sędziowskie miały kluczowy wpływ na wyniki dwóch ostatnich meczów. Pierwsza żółta kartka dla Boisqarda była po faulu na naszym zawodniku, który to faul nie został odgwizdany. Później był rzut karny na Eriku Jirce. Ewidentny tak naprawdę! A sytuacja prawdopodobnie nie była nawet sprawdzana przez VAR. Należy przypomnieć sobie też kontrowersyjny rzut karny w Lubinie, po ataku Nalepy na Tomasiewiczu i nastrzelonej ręce. Dlatego tych okoliczności jest bardzo wiele, które wpłynęły na taki wynik – dodał Piworowicz.